Oblęgorek

Będąc w okolicy Kielc, nie sposób nie zajechać do Oblęgorka – daru narodu polskiego dla Henryka Sienkiewicza z okazji 25-lecia pracy literackiej. :)

Dar ten jest namacalnym dowodem na to, jak w „dawnej Polszcze” kochano autora Trylogii.
Na majątek składało się 515 mórg lasu, pola ornego, łąk, a także park i sad. Dla pisarza zakupiono inwentarz w postaci 60 sztuk bydła, 6 koni oraz maszyn i narzędzi rolniczych.
Pewien ziemianin z guberni Czernichowskiej podarował Sienkiewiczowi sadzonki sześciuset kilkuletnich lip, dzięki czemu po dziś dzień do pałacyku wiedzie aleja lipowa posadzona jesienią 1900 roku.

Na mojej stronie są już biurka Marii Konopnickiej i Aleksandra Świętochowskiego, czas na gabinet Henryka Sienkiewicza…

Ciekoty – Szklany Dom – Dworek Stefana Żeromskiego

zeromszczyznaStefan Żeromski najpiękniejsze lata dzieciństwa i młodości spędził w Ciekotach, niewielkiej wsi w województwie świętokrzyskim, w powiecie kieleckim, w gminie Masłów.

stary-dworek-zeromskich

 

Tu, u stóp góry Radostowej (451 m. n. p. m.) w latach 1753 – 1901 stał drewniany dworek, który w 1869 roku wydzierżawili Jego rodzice, Wincenty Żeromski i Józefa z Katerlów,

Przyszły pisarz mieszkał  w Ciekotach od 7 roku życia do 19 lat.

 

 

 

Budynek spłonął w 1901 r.;  w miejscu spalonego dworku w roku 2010 powstało Centrum Edukacyjne Szklany Dom i Dworek Stefana Żeromskiego. Jest to rekonstrukcja stylowego dworu polskiego, a docelowo Muzeum Stefana Żeromskiego.

dworek-odbudowany-frontdworek-odbudowany-tylciekoty-szklany-domciekoty-rzezba

W Nieborowie i w Arkadii

W ostatnie dni tego lata, bardzo jeszcze ciepłe i słoneczne, miałam przyjemność spotkać się z Czytelnikami w bibliotekach w Bolimowie i Nieborowie.

 Gminna Biblioteka Publiczna w Nieborowie nosi imię Marii Konopnickiej i nie jest to wybór przypadkowy. Nieborów oraz pobliska Arkadia to dla Konopnickiej miejsca szczególne, ponieważ Jan, ukochany syn poetki, na dłuższy czas związał się z majątkiem Michała Piotra Radziwiłła (1853-1903), właściciela pałacu w Nieborowie oraz parku w Arkadii. Konopnicka zwróciła się do księcia z prośbą o zatrudnienie Jana w charakterze „majstra zarządzającego” w nowo zbudowanym młynie nieborowskim, a potem kierowała do niego kolejne prośby: o pomoc w uzyskaniu posady „kierowniczki klasy malarstwa dla kobiet” w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie dla Marii Dulębianki, o możliwość wydania Pana Balcera w Brazylii w „Bibliotece Warszawskiej”, wreszcie – o sprzedaż Arkadii Komitetowi Jubileuszowemu, który przekazałby jej ów park jako dar narodowy z okazji ćwierćwiecza działalności literackiej.

Jan Konopnicki 14.07.1892 roku rozpoczął pracę w nieborowskim młynie nad Skierniewką, a po kilku miesiącach został zarządcą młyna w Kapitule nad Bzurą i współdzierżawcą młyna w Arkadii. W roku 1900 „przydzierżawił” na dwanaście lat park w Arkadii oraz istniejący w nim pawilon letniskowy, toteż często przebywała tam niemal cała jego rodzina; kilkakrotnie gościła u niego również Maria Konopnicka.
Niełatwo szło Janowi to gospodarowanie, skoro dwa lata później matka pisała do niego z Grazu: Rozumiem dobrze, iż trudności i wydatki rosną daleko szybciej, niż mogą wzrastać skutki Twojej pracy. (Jan ożenił się i spodziewał się już syna.) Wszelako, niech Cię to nie trwoży: jeden, dwa lata dobre i przecież jakoś wygramolisz się z tych trudności. (…) Moje stare, poczciwe chłopczysko! Zapracowuje mi się to, nie dośpi, nie doje, haruje, a jeszcze nie zawsze to wystarcza, żeby Ci spokojność zapewnić!

Zwiedzając pałac w Nieborowie, zastanawiałam się, czy Maria Konopnicka choć raz spotkała się osobiście z księciem Michałem Radziwiłłem. W jej korespondencji do niego, do znajomych i dzieci nie ma na ten temat ani słowa. Jan Wegner, wieloletni kurator nieborowskiego oddziału Muzeum Narodowego pisał, że poetka, zapewne zaproszona przez księcia, zwiedziła wkrótce manufakturę majoliki oraz pałac w Nieborowie. Kto wie, czy nie zwróciła wtedy uwagi na rzymską rzeźbę smutnej Niobe…
Konopnicka znała sztukę antyczną, w swojej twórczości często odwoływała się do mitologii. O skamieniałej z bólu Niobe (po stracie siedmiu synów i siedmiu córek) pisali Owidiusz, Ajschylos i Sofokles, zatem poetka mogła wspomnieć w wierszu o Niobe i bez zwiedzania pałacu w Nieborowie.
Monika Warneńska, biografka Konopnickiej, autorka Drugiego życia pani Marii, być może za Janem Wegnerem powtarza owo przypuszczenie: Poetka, zapewne zaproszona przez księcia po ogłoszeniu drukiem powyższego artykułu (o wyrobach manufaktury nieborowskiej, który ukazał się w 1884 r. w „Świcie”), zwiedziła fabrykę majoliki i pałac w Nieborowie.
Zapewne? Więc była zaproszona czy nie? Czy rzeczywiście spotkała się z Radziwiłłem, skoro nie wspomina o tym w zachowanej korespondencji?

W listach do dzieci Konopnicka często wspominała o Arkadii:

A wiecie? O mało się nie wplątałam w Arkadię. Janek doniósł, że Radziwiłł puszcza w dzierżawę i ogromną miałam ochotę wziąć to; tymczasem Janek wyliczył, że można by zebrać wprawdzie pieniądze na dzierżawę, ale żyć by już z tego nie można. Więc by trzeba darmo dla Radziwiłła pracować.
Wiedeń. 22.03.1899 – list do Zofii Królikowskiej

Wiesz też, Zośko, co mi przyszło do głowy? Oto gdybyście kiedy mieli nie być w Aleksandrowie, czy nie byłoby dobrze, żebyście poddzierżawili od Janka Arkadię – nie młyn – ale samą Arkadię? Ja to sobie wyobrażam tak, że opatrzylibyście domki, porobili odpowiednie starania (ogłoszenia) o wynajem, założyli nawet coś w rodzaju pensjonatu ( pokoje na lato z całym utrzymaniem), przy tym można by poza Arkadią wydzierżawić od chłopów trochę gruntu, zająć się ulepszeniem sadu owocowego w Arkadii, może nawet rybnym gospodarstwem. Zośka by też mogła na lato dać ogłoszenie, że przyjmie parę dziewczynek (których rodzice wyjeżdżają do wód i często nie wiedzą, co z dziećmi, średniakami takimi, zrobić; przy czym mogłyby i lekcji mieć jakie dwie godziny dziennie, i opiekę – jak nie można mieć lepszej – bo Twoją. Więc jak Ci się to wydaje? Byłoby sporo pracy, ale we dwoje dalibyście radę i kto wie, czy nie bardziej by się to opłaciło finansowo niż inna jaka dzierżawka. […] Coś podobnego było w Arkadii dawniej, gdy tam mieszkał Thiele i z praktycznością niemiecką sprowadzał do Arkadii dla letników produkty spożywcze, wyrabiał miody, sprzedawał mleko – itd. W całej okolicy tamtejszej są ogromne pasze, dużo bydła. Można by przez lato skupować masło, sery, w Warszawie wyrobić sobie zbyt w takim czasie, kiedy ceny są wyższe. […] Wyobrażam sobie, że Ty, Zośko, ze swoim duchem inicjatywy, z usposobieniem czynnym i energicznym, nielubiąca bezcelowego życia – mogłabyś ogromnie świetnie poprowadzić takie gospodarstwo przemysłowe. Bo tu nie tyle idzie o kapitał, co o przeróbkę produktu – a zatem o pracę. Punkt, miejsce zdaje mi się jak wybrane. Okolica żyzna, niedaleko od kolei, a zamieszkiwanie w tak uroczej miejscowości też w rachubę brać warto.
Monachium, 27.10.1900 – list do Zofii Królikowskiej

Lorka mnie zaalarmowała swoim listem co do Janka, a okazuje się, że on wcale za młynem kapitulnym nie jest i że owszem, pragnie w Arkadii odpocząć nieco. Więc cały projekt, aby się wdać w to, nie ma żadnej podstawy. W pierwszej chwili napisałam do Janka i gotowa byłam – prawie nie czekając jego odpowiedzi – pisać do Radziwiłła. Ale po zastanowieniu się postanowiłam czekać na decyzję Janka i okazało się, że właśnie bardzo dobrze się tak stało.
Florencja, 16.01.1902 – list do Zofii

I ja się bardzo cieszę tą Arkadią dla Ciebie. Taki przestwór zieleni, świeżego powietrza, swobody i tej błogosławionej ciszy, której nie przerywa szwargot Żydów i turkot dorożek. To jest niemała rzecz! Nic bym nie pragnęła więcej da siebie. Ale się tak nie składa.
Florencja, 3.05.1902 – list do Zofii

Arkadia co to jest? To rezydencja niegdyś przez Czartoryskich założona, a później dostała się Radziwiłłom – przez spadek. To jest – pięć kilometrów od Łowicza – park ogromny, z cudnymi starymi drzewami, a wśród nich rozrzucone dość fantastyczne domki, z których jeden jest gotycki – i do niego właśnie należy ta arkadia, i wieża, i pustelnia, która wygląda jak mała kaplica gotycka na wzgórzu, pod którym jest grota. Inny domek jest gotycki, inny rzymski, ten ma nawet mały dziedzińczyk zamknięty wysokim murem, pełnym bluszczów, a w murze nisze jakby kolumbaria, małe votivaria, pełno masek, kolumn, tablic marmurowych, i to wszystko autentyczne, przywiezione z licznych podróży. Jest potem tak zwana Świątynia Diany. Zupełnie grecka budowla: wewnątrz sala nakryta kopułą – światło z góry – organy (tam była biblioteka), a na fryzie napis „Dove pace trovai d’ogni mia guerra1. I jeszcze inny napis: „M’involo altrui per ritovar me stessa2. Dalej znów jest wyspa, a na niej domek nakryty strzechą słomianą, którego ściany były dawniej zwierciadlane. Śliczne to ustronie, ten domek. I jeszcze są inne.
Prócz tego pałac, zupełnie po pańsku urządzony, z tarasami, balkonami, wielkie salony, okna lustrzane – słowem książęcy dom. Przed świątynią leżą sfinksy u sadzawki, poza którą widać kolumny jakąś rzymską bramę. W parku dwa oryginalne obeliski egipskie – nie licząc szkaradnego obelisku, wzniesionego na pamiątkę pobytu w Arkadii Aleksandra I, a także sarkofagi, hermesy i rożne przedmioty starożytne. Tę Arkadię dzierżawi syn mój Janek od Radziwiłłów, którzy mieszkają w pobliskim Nieborowie.
Lwów, 3.03.1903 – list do ks. Stefana Dembińskiego

Trochę dziwią dziś te zachwyty Marii Konopnickiej nad Arkadią. Po zwiedzeniu wielu oryginalnych starożytnych miejsc w Europie (w tym we Włoszech), poetka powinna nieco krytyczniej patrzeć na to „samotne i romantyczne ustronie” Heleny z Przeździeckich Radziwiłłowej, założycielki Arkadii. Zakładanie parków romantycznych w stylu angielskim było modą wśród osiemnastowiecznych dam, wyśmiewaną m.in. przez Ignacego Krasickiego w Żonie modnej. Mimo wielu niekwestionowanych arcydzieł składających się na elementy poszczególnych budowli Arkadii, oglądając je, nie sposób dziś nie pomyśleć, że to jednak pretensjonalne, stylizowane na starożytność wymysły i fantazje próżnych, bogatych dam. Trudno uwierzyć, że owe sielsko-arkadyjskie klimaty tak się spodobały trzeźwo myślącej i pragmatycznej Konopnickiej, że rozważała perspektywę osiedlenia się na stałe w Arkadii, a nawet odważyła się zapytać Radziwiłła o możliwość sprzedaży majątku Komitetowi Jubileuszowemu, który w roku 1902 pilnie poszukiwał dla niej siedziby na dar narodowy z okazji ćwierćwiecza działalności literackiej.

Jak wiadomo, Konopnicka nie była w pełni zadowolona z Żarnowca. Nie osiadła w nim na stałe, nadal dużo podróżowała. Zastanawiam się, czy byłaby szczęśliwsza w Arkadii, gdyby Michał Piotr Radziwiłł zdecydował się sprzedać ten majątek Komitetowi Jubileuszowemu? Czy Konopnicką stać byłoby na jego utrzymanie, skoro miała problemy z dużo skromniejszym Żarnowcem? W liście do ks. Stefana Dembińskiego z dumą pisała: Ten domek z wieżą zamieszkiwałam w Arkadii. (Dom Murgrabiego?). Dziś pamiętać należy, że prócz zachowanych i odrestaurowanych budowli, kiedyś była tu jeszcze willa wzniesiona w roku 1856 przez Aleksandrę Radziwiłłową (synową Heleny). Prawdopodobnie to ją Konopnicka nazywa „pałacem” w liście do Dembińskiego: pałac, zupełnie po pańsku urządzony, z tarasami, balkonami, wielkie salony, okna lustrzane – słowem książęcy dom.
Zadłużony syn Aleksandry, Zygmunt Radziwiłł, doprowadził do zniszczenia dzieła babki i matki, rozbierając część budowli z parku i sprzedając materiały z rozbiórki jako budulec. Willę Aleksandry rozebrano w roku 1930 podczas renowacji parku, dokonanej przez ostatniego właściciela, Janusza Radziwiłła.

Dziś jedynym dowodem 11-letniego pobytu rodziny Konopnickich w Arkadii na przełomie XIX i XX w. jest tzw. Dom Konopnickiego, czyli dom, w którym mieszkał syn poetki, Jan Konopnicki. Skromny, zaniedbany budynek znajduje się poza ogrodzeniem parku i nie można go zwiedzać, ponieważ zamieszkują go lokatorzy. Ten bardzo ważny dla rodziny Konopnickich obiekt z roku na rok coraz bardziej chyli się ku upadkowi i niszczeje, gdyż nie jest remontowany. Nigdzie nie dostrzegłam tablicy upamiętniającej pobyt poetki w Arkadii, która tu kiedyś ponoć była…

Tylko w pałacowej bibliotece zauważyłam niewątpliwy ślad wpływu Marii Konopnickiej na mieszkańców Nieborowa – pięknie wydany, ośmiotomowy komplet jej Poezyi.

1 Tutaj odnalazłem pokój po każdej mojej walce (Petrarka)

2 Odbiegam drugich, by odnaleźć siebie (Horacy)

Konkurs „O Pióro Burmistrza” w Skokach

23 maja Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy w Skokach oraz skockie koło Towarzystwa Miłośników Języka Polskiego po raz jedenasty zaprosiły pasjonatów ortografii do udziału w Konkursie Ortograficznym „O Pióro Burmistrza”. Konkurs na stałe wpisał się do kalendarza wydarzeń kulturalno-oświatowych Skoków, przez lata zyskał wielu rzeczników wśród nauczycieli, bibliotekarzy, urzędników i uczniów. Tradycja pisania dyktanda przekazywana jest przez rodziców dzieciom i przez nie kontynuowana, dzięki czemu rośnie nowe pokolenie dbające o kulturę języka. W tym roku w szranki z ortografią odważyły się stanąć 32 osoby.

Dzięki zaproszeniu biblioteki, miałam przyjemność wypełniać czas oczekiwania na wyniki uczestnikom tego prestiżowego konkursu. Spotkanie przebiegło w ciepłej atmosferze, Pani Dyrektor Elżbieta Skrzypczak zadbała o jego przebieg, nadając pięknej, kameralnej sali miły nastrój i oświetlenie.

Omawiając Igora, przypomniałam uczestnikom konkursu, że jak w każdej grupie społecznej, wśród ich bliskich i znajomych może znaleźć się około 15% osób zmagających się ze specyficznymi trudnościami w nauce pisania i czytania, często mających też problemy z ortografią, co w żaden sposób nie umniejsza ich wartości. To, że z dysleksją można prowadzić normalne, szczęśliwe życie jest najważniejszym przesłaniem tej książki.

Autorem tekstu dyktand o trzech różnych stopniach trudności był dr habilitowany Jarosław Liberek, adiunkt Instytutu Filologii Polskiej w Poznaniu, a zarazem przewodniczący poznańskiego Oddziału Towarzystwa Miłośników Języka Polskiego. Komisja konkursowa wyłoniła tegorocznych zwycięzców w trzech kategoriach: Adriannę Urbaniak (osoba dorosła), Krzysztofa Pola (gimnazjum) i Paulinę Kawczyńską (szkoła podstawowa). Pióra i dyplomy wręczył Burmistrz Miasta i Gminy Skoki. Pani Dyrektor zapowiedziała zorganizowanie w niedalekiej przyszłości kolejnego ciekawego projektu – konkursu oratorskiego.

Cieszę się, że miałam zaszczyt uczestniczyć w tak ważnym i prestiżowym wydarzeniu. Obserwując ludzi z pasją, w tym swoich nauczycieli i bibliotekarzy, miejscowa młodzież ma na kim się wzorować. Takich inicjatyw nigdy za wiele.

 Dla ciekawych => teksty tegorocznych dyktand.

XXII Pomorska Wiosna Literacka

W dniach 18-22 maja mieszkańcy Słupska i okolic po raz kolejny wspólnie obchodzili XXII Pomorską Wiosnę Literacką, m. in. uczestnicząc w spotkaniach autorskich z literatami z kraju i regionu. Wydarzenie to od ponad dwudziestu lat wpisane jest do kanonu imprez kulturalnych, odbywających się w powiecie słupskim, aktywnie promujących czytelnictwo i wartościową literaturę.

W tym roku miałam zaszczyt uczestniczyć w XXII Pomorskiej Wiośnie Literackiej jako gość, zasiadając obok znakomitych kolegów po piórze: Barbary Gawryluk, Barbary Kosmowskiej, Jolanty Nitkowskiej-Węglarz, Ewy Chotomskiej, Michała Rusinka i Daniela Odii.

Uroczysta inauguracja miała miejsce w sali Teatru Rondo Słupskiego Ośrodka Kultury.


Pani Agata Szklarkowska – Dyrektor Pedagogicznej Biblioteki Wojewódzkiej w Słupsku oraz jej Zespół stworzyli wspaniały nastrój imprezy, nieustannie czuwając nad jej sprawnym przebiegiem i dbając o nas, gości, oraz o wszystkich uczestników Wiosny. Dzięki ich pracy i zaangażowaniu rzeszy niezawodnych miłośników literatury, w tym tygodniu Słupsk naprawdę rozkwitał :)

Inauguracja-zdj.donoty

Zobacz galerię zdjęć!

Skype lekturowy

Pod koniec lutego Pani Ola Bielawska z Augustowa napisała do mnie, że jej uczniowie z klasy VI właśnie czytają Igora i zapytała, czy możliwe byłoby zorganizowanie spotkania „jej dzieci” z autorką lektury na Skypie. Z listu emanował taki entuzjazm dla pracy i życzliwość dla uczniów, że nie mogłam odmówić.

augustow5I oto dziś byłam gościem na lekcji polskiego w klasie VI a Szkoły Podstawowej nr 4 w Augustowie. Rozmowa z młodymi Czytelnikami sprawiła mi dużo przyjemności, odpowiedziałam na nurtujące ich pytania związane z lekturą. Szczególnie miło zaskoczyła mnie wypowiedź Damiana, który przyznał, że Igor jest jedyną lekturą, jaką przeczytał i że dzięki niej zacznie czytać książki.

Bibliotekarka, Pani Monika Rowińska, nie bez kozery zapytała mnie o książkę Musisz to komuś powiedzieć, ponieważ szkoła nosi imię Marii Konopnickiej i jest usytuowana przy ulicy Marii Konopnickiej 5, a poetka ta jest jedną z bohaterek tej książki.

Miłe spotkanie odbyło się w szkolnej bibliotece pod troskliwym okiem Pań Oli Bielawskiej oraz Moniki Rowińskiej, za co im obu serdecznie dziękuję :)

=> Zobacz zdjęcia

Strona biblioteki

Uciec jak najbliżej w Radiu FAMA

uciec-jak-najblizej-2012

fama2


Pani Wioletta Adamczyk z Miejskiej Biblioteki  Publicznej w Wołominie, w audycji Poczytaj mi FAMO, tym razem przedstawiła słuchaczom dwie książki: Głos Michała Bogdanowicza i Juli Cybis oraz moją powieść Uciec jak najbliżej.

Dziękuję Pani Wioletcie za kolejne wyróżnienie (wcześniej polecała słuchaczom Musisz to komuś powiedzieć) i za precyzyjne odczytanie przesłania mojej książki.

fama

Gołotczyzna

Jadąc z Karniewa do Gdańska nie sposób nie zajechać do Gołotczyzny – wsi, w której ma siedzibę Muzeum Pozytywizmu. Tu znajdują się „Krzewnia” (dom Aleksandra Świętochowskiego) oraz dworek Aleksandry Bąkowskiej – miejsca wyjątkowe i bardzo ważne dla polskiej kultury.

Dom Posła Prawdy, autora manifestu My i wy oraz Pracy u podstaw, zawierających główne założenia pozytywizmu, został nazwany „Krzewnią”, ponieważ właśnie stąd miały być krzewione idee pozytywistyczne pracy u podstaw, pracy dla ludu i z ludem.

Aleksander Świętochowski przez całe życie był gorącym rzecznikiem postępu, oświaty i kultury, walczył o równe prawa dla kobiet i Żydów. Prowadził walkę o świeckość szkoły, zwalczał klerykalizm, konserwatyzm, wstecznictwo, fanatyzm i nietolerancję. Wyznawał w życiu liberalizm, w okresie międzywojennym był w opozycji wobec sanacji.

W willi „Krzewnia” spędził Świętochowski ponad pół wieku i był to najowocniejszy okres jego twórczości. Tu kontynuował cykl kontrowersyjnych artykułów Liberum veto publikowanych w „Prawdzie” i w „Gazecie Warszawskiej”, prowokujących Polaków do polemik i dyskusji na ważne społeczne tematy. Ich kwintesencją było to oświadczenie Posła Prawdy: Liberum veto! Weto przeciwko niewolnictwu myśli, samochwalstwu, poniżaniu innych, bladze, kłamstwu, obłudzie, ultramontanizmowi i innym cnotom „podwójnej buchalterii” duchowej. Niech będzie pochwalona swoboda przekonań, sprawiedliwość, nauka, tolerancja i prawda.*

Dziś w domu, w którym przez wiele lat żył i tworzył Aleksander Świętochowski ciągle czuć ducha wielkiego Polaka. Biurko-kolos przypomina o tytanicznej pracy Świętochowskiego, a niekonwencjonalne wyposażenie domu (drewniana lodówka, krajarka do chleba, telefon, gramofon, wodociąg) świadczą o jego nieustającej ciekawości świata i nowinek technicznych.

W dworku Aleksandry Bąkowskiej – galeria największych polskich pozytywistów, wśród których nie mogło zabraknąć Marii Konopnickiej :)


* Aleksander Świętochowski, Liberum veto, t.1., s.176, Warszawa, PIW, 1976