77. rocznica śmierci Tadeusza Boya-Żeleńskiego

Tadeusz Żeleński77 lat temu, 4 lipca 1941 roku, Niemcy zabili Tadeusza Boya Żeleńskiego.

Pamiętajmy o Autorze tych słów:

Wojna,

przymus walczenia

jest dla dojrzałego i inteligentnego mężczyzny

straszliwym,

tragicznym

kataklizmem.

Wyrywa go z dnia na dzień,

z godziny na godzinę niemal

z warsztatu jego pracy,

ze sfery jego życia,

myśli,

ukochań,

aby zniweczyć w nim mózg,

wolę,

sąd,

aby go zmienić w przyrząd do zabijania

i bronienia się,

aby żądać odeń wszystkich przymiotów dzikiego,

które „normalne” życie,

cywilizacja

od całych generacji w nim „tępiły”.*

Tadeusz Żeleński (Boy) – Flirt z Melpomeną Wieczór pierwszy i drugi str. 501-502, PIW, 1963, Warszawa

Głos w dyskusji o Polsce…

A.SłonimskiO Polsce słabej

Mówią o Polsce silnej. Już dziś liczą sztaby.

Jak ją ziemią okopać, oprzeć na bagnecie.

Lecz ja, wybaczcie, bracia, pragnę Polski słabej.

Ja pragnę Polski słabej, lecz na takim świecie,

Gdzie słabość nie jest winą, gdzie już nie ma warty,

Ryglów u bram i nocą dom bywa otwarty,

Gdzie dłoń nie utrudzona okrutnym żelazem

I gdzie granica wita tylko drogowskazem.

 

Antoni Słonimski, Poezje zebrane, PIW, Warszawa 1970

O książkach godzinami…

rozmawia się w Miejskiej i Powiatowej Bibliotece Publicznej w Kartuzach Filia w Kiełpinie. Tym razem wyjątkowe, klimatyczne spotkanie w „Kaszubskiej Chatce”.

Wspaniała młodzież, przemiłe Panie. W tle konie (za oknem), wewnątrz zapachy jesieni – jabłek, dyni, śliwek, palonego drewna, pieczonej kiełbasy…

Spotkanie w Kaszubskiej Chatce

O starym Krakowie i kropce nad i

T. Boy-Żeleński„Było coś chorowitego w ówczesnym Krakowie, z jego nienaturalnie rozdętą głową na maleńkim korpusie. Można by ówczesny jego symbol widzieć w anachronicznie „hetmańskiej” głowie na małym ciałku hrabiego Stanisława Tarnowskiego, wielokrotnego rektora uniwersytetu i prezesa Akademii. Ten papież dawnego Krakowa trzymał rękę na wszystkim i wszystko naginał do katechizmu grzecznych dzieci: profesor literatury, który później jeszcze, w epoce Przybyszewskiego, Wyspiańskiego, Kasprowicza, dąsał się na nich, przeciwstawiając im Rydla; któremu Litka z Rodziny Połanieckich wydawała się nie dość dobrze wychowana; który po ukazaniu się tomu poezyj Kazimierza Tetmajera pytał w „Przeglądzie Polskim”: „ Co by powiedział pan Tetmajer, gdyby ktoś, przejąwszy się jego hasłami, oblał naftą kościół Mariacki i podpalił?”

Zabawna figura, powie ktoś. Ale wówczas to nie było zabawne. Bo koteria, której szczytowym punktem był „Szlak” (pałac Tarnowskiego), skupiała całkowitą i bezwzględną władzę. Miała nieoficjalny wpływ na „rząd”, którego każdorazowy „delegat” był na jej usługi; obsadzała urzędy starostów; miała mandaty poselskie dzięki systemowi kurialnemu; miała w ręku Wydział Krajowy i Radę Szkolną; kler i banki; „Floriankę” i „Zachętę”; miała wpływ na wszystkie instytucje, obsadzała swoimi ludźmi uniwersytet, trzymała za łeb Akademię i wszystko, co się z nią wiązało w postaci nagród, stypendiów, podróży. Dla grzecznych dzieci były wszystkie ciasteczka, krnąbrnym groził absolutny post.

Dodajmy do tego osobisty prestige tej kasty. W maleńkim Krakowie, który w epoce, gdy ja chodziłem do szkół, miał mało co ponad 50 000 mieszkańców, nie było przemysłu, handlu, finansów; nie było nic, co by się mogło przeciwstawić tej sile społecznej. „Arystokracja” – często dość samozwańcza – była zarazem plutokracją w tym ubożuchnym mieście; ona bywała za granicą, znała świat, miała powozy, strojne kobiety, salony. Miała w swoich najlepszych egzemplarzach rzetelną kulturę; ich malował Matejko, im przygrywała księżna Czartoryska, uczennica Szopena, ich bawił dowcipem znakomity Kazimierz Morawski, dla nich błaznował niewysłowiony ksiądz Pawlicki. Tak więc kasta ta miała wszystkie środki władania duszami i nigdy może władza nie była tak kompletna. Bo cóż mogło przeciwstawić tylu splendorom zahukane „miasto”? Chyba pocieszną bałucczyznę swoich „domów otwartych”…

Nie chcę tu popełniać niesprawiedliwości. Bardzo być może, że ówczesny Kraków nie byłby się mógł zdobyć na nic innego i że byłby jeszcze mizerniejszą mieściną bez tej „śmietanki”, w której pływało zresztą kilkunastu istotnie wartościowych ludzi. Ale faktem jest, że ta przewaga, w połączeniu z wpływami Tow. Jezusowego, zanurzała ów dawny Kraków w letniej wodzie „dobrze myślącej” martwoty. To była epoka, w której dosłownie nie było młodzieży, w której dwudziestoparoletni ludzie byli rozsądni, ograniczeni i – mierni.

To wszystko trzeba by pokazać. Trzeba by dalej w owym szkicu nakreślić, jak w owej martwocie zbudziło się nowe życie: jak wtargnęło w ten cichy pański folwarczek, jak nastała nagle doba „renesansu”, jak nagle Kraków stał się miastem, na które zwróciły się oczy całej Polski. Teatr, malarstwo, rzeźba, literatura, polityka, cyganeria… Szczęśliwym zbiegiem zeszło się kilka faktów, spotkało się kilka indywidualności. Otwarcie nowego teatru, Pawlikowski. Przemiany w szkole sztuk pięknych i napływ nowych sił (zwłaszcza Stanisławski); przyjazd Przybyszewskiego w momencie przesilenia w założonym przez Ludwika Szczepańskiego i Gabrielę Zapolską „Życiu”; wreszcie Wyspiański. Z drugiej strony, na innej płaszczyźnie, działy się znamienne rzeczy: pierwsze procesy polityczne młodzieży o socjalizm (a także „o symbolizm i dekadentyzm, i inne prądy wywrotowe”, jak brzmiał w jednym takim procesie prokuratorski akt oskarżenia), potem Daszyński, młody walczący socjalizm, odświeżający stęchliznę galicyjskiej polityki. Zarazem coraz gęściej napływał do Krakowa element młodzieży zmuszonej opuszczać Warszawę, co – zwłaszcza w r. 1905 – stało się masowym zjawiskiem.

Rzecz osobliwa: właśnie w tym dramatycznym roku 1905 powstał „Zielony Balonik”. Przypadek? Nie sądzę. Mimo że wyda się to paradoksem, bardzo być może, że właśnie ów dreszcz, jaki wznieciły wypadki warszawskie, spowodował tę nieoczekiwaną reakcję. Blaut ist ein ganz besondrer Saft,[1] jak powiada Goethe. Jedna tylko istnieje rzecz stała: energia; natomiast transmisje jej i wędrówki podlegają najosobliwszym kaprysom.

„Zielony Balonik” był „kropką nad i” przeobrażenia starego Krakowa; był niby ową małą farsą, jaką niegdyś w dawnym teatrze dawano po pięcioaktowej dramie. Czerpał soki z wszystkich owych spraw, które się rozegrały w artystycznym światku Krakowa w poprzedzającym go dziesięcioleciu.”

Tadeusz Żeleński (Boy), Słówka (Od autora), PIW, Warszawa 1956

[1] Krew jest bardzo wyjątkowym sokiem

Smutna wiadomość…

M.Szypowska

Dziś, w wieku 88 lat, zmarła Pani Maria Szypowska – pisarka, działaczka społeczna, varsavianistka, osoba wielce zasłużona dla polskiej kultury. Pani Maria była autorką wielu książek, w tym trzech obszernych biografii z serii Ludzie żywi wydawanej przez Państwowy Instytut Wydawniczy: biografii Marii Konopnickiej (8 wydań), Jana Matejki (7 wydań) i Adama Asnyka, a także (już poza tą serią) biografii Edwarda Dembowskiego.

Książki Pani Marii Szypowskiej są obecne we wszystkich polskich bibliotekach i są ciągle wznawiane. Pamięć o Niej będzie trwała w sercach wiernych czytelników.