Siedemnastoletnia Gabi, bohaterka nowej powieści Barbary Ciwoniuk, wyjeżdża w towarzystwie ojca na wakacje. Nie wybrali jednak żadnego kurortu, tylko pozbawioną atrakcji wioskę gdzieś na krańcu Polski, ich urlop to nie tyle odpoczynek, ile ucieczka, czas nie relaksu, ale porządkowania własnego życia. Miejsce nie jest przypadkowe, to rodzinna wieś ojca, którą niegdyś opuścił, by studiować w wielkim mieście. Wspólne wakacje stanowią okazję do zbliżenia się ojca i córki; chociaż żyli pod jednym dachem, dotąd nie byli mocno zaprzyjaźnieni. Ten wątek autorka pokazuje bardzo prawdziwie. Nie jest łatwo dorastającej dziewczynie i zamkniętemu w sobie małomównemu mężczyźnie zdobyć się na bliskość i szczere rozmowy, zwłaszcza że każde z nich ma swoje problemy, z których trudno się zwierzać. Ojciec właśnie rozstaje się z żoną, bo ta nawiązała nowy związek z innym, a Gabi przeżywa pierwszy zawód miłosny. On znajduje lekarstwo w ciężkiej pracy na gospodarstwie, ona w obserwacji z pozoru sielskiego życia mieszkańców wioski.
Spokój zostaje zburzony, kiedy we wsi wydarza się groźny wypadek samochodowy, a sprawca i zarazem poszkodowany okazuje się prawdziwym gangsterem, w dodatku poszukiwanym przez kompanów z gangu. Przypadkowo Gabi staje się powierniczką nader cennego bagażu gangstera: plecaka pełnego dokumentów, pieniędzy, kosztowności i broni. Przechowując ten „towar”, nie może już czuć się bezpieczna, jednak bardzo chce mu pomóc, bo mężczyzna jest młody, przystojny i nie ukrywa, że dziewczyna mu się podoba.
Ciwoniuk kolejno ujawnia czytelnikom głęboko skrywane tajemnice mieszkańców wioski, i te wątki są bodaj największą zaletą jej powieści. Znajdziemy tu przemoc w rodzinach i całkowitą wobec niej bezradność, a także bierność otoczenia, które o wszystkim wie, ale nie umie bądź nie chce przyjść ofiarom z pomocą. Alkoholizm, traktowany jako nieszkodliwa norma i rodzaj relaksu po ciężkiej pracy. Zaniedbywanie dzieci, może nawet niewynikające ze złej woli, ale z nadmiaru innych obowiązków. I obowiązującą powszechnie świętą zasadę niewtrącania się w cudze sprawy. Autorka ma rację — w wielu miejscach życie społeczności toczy się według takich standardów. A jej bohaterka, poznając te problemy, podejmuje postanowienie, że pomoże rozwikłać przynajmniej część z nich — i na takich optymistycznych postanowieniach jej pomoc się kończy. Trudno zresztą się dziwić. Nawet z pomocą przesympatycznego i ambitnego Romka, chłopaka, który ma pomysł na własne życie i nie boi się ryzyka podejmowania trudnych wyzwań, młodzi nie są w stanie rozplątać skomplikowanych kwestii.
Trochę tylko szkoda, że rozwiązanie wszystkich problemów i uprzątnięcie skutków nagromadzonych w ciągu wielu lat błędów bohaterów tej powieści znalazło tak prosty, że aż nieprawdopodobny finał. Autorka powierzyła bowiem te zadania specom od „brudnej roboty” i kulom ich pistoletów, także tym zabłąkanym. Szkoda. Trzeba wprawdzie uczciwie przyznać, że sprzątanie to brudna i często niewdzięczna praca, ale czy koniecznie muszą ją wykonywać gangsterzy? Zawsze ciekawsze wydaje mi się, gdy osoby dramatu porządkują swoje życie własnymi siłami, znajdują w sobie odwagę, by przyznać się przed sobą i otoczeniem, że zbłądzili, i w ich mocy jest zmagać się ze złem, a przynajmniej podjąć takie próby. Prezent od losu w postaci przypadkowej śmierci ciemiężcy rodziny wydaje się rozwiązaniem zbyt łatwym i powierzchownym, odbiera wiarę, że można i trzeba samodzielnie kształtować swój los. Może jestem naiwną idealistką, ale sądzę, że należy wskazywać młodym, iż warto takie próby podejmować. Jak widać wokół — zbyt wielu ludzi woli być biernymi obserwatorami nawet swojego własnego, mało satysfakcjonującego życia.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że nie jest źle, gdy bardzo skomplikowane sytuacje życiowe rozwiążą za wszystkich strzały gangsterów. Czy takie przesłanie było zamiarem autorki? Proszę przeczytać Wakacje… i samodzielnie osądzić. Ja mam wątpliwości.
Katarzyna Kotowska
„Nowe Książki” 12/2008