Dom Ireny Krzywickiej w Podkowie Leśnej

i-krzywicka Irena Krzywicka (1899 – 1994) była niezwykle barwną postacią wśród luminarzy polskiej literatury. Była oficjalną, bardzo bliską przyjaciółką Tadeusza Boya-Żeleńskiego, przyjaźniła się z Tuwimem, Iwaszkiewiczem, Słonimskim, Pawlikowską-Jasnorzewską, Morską. Jako recenzentka „Wiadomości Literackich” i reporterka sądowa śmiało poruszała tematy uznawane przez ogół społeczeństwa za tabu (uświadomienie seksualne, regulacja urodzin, antykoncepcja). To, co było niezgodne z jej poglądami otwarcie nazywała dulszczyzną i ciemnogrodem. Jej odważne artykuły i wystąpienia prowokowały, rozpalały opinię publiczną do czerwoności. Za niekonwencjonalny, śmiały styl bycia i odrzucenie konwenansów była piętnowana przez przedstawicieli prawicy i lewicy. Zmarła w Paryżu w wieku 95 lat.

W 1930 roku Irena Krzywicka, za namową Jarosława Iwaszkiewicza, kupiła działkę w Podkowie Leśnej przy ulicy Sosnowej 9. Było to modne wówczas podwarszawskie miasto-ogród, powstałe na gruntach Stanisława Lilpopa, ojca Anny Iwaszkiewiczowej. Miejscowość zawdzięcza nazwę lasom, otaczającym ją z trzech stron w kształcie podkowy.

dom-od-ulicySąsiednie działki kupowali przedstawiciele warszawskiej inteligencji, budując tradycyjne letnie domy w stylu dworkowym lub góralskim. Na ich tle modernistyczna, przeszklona willa Ireny Krzywickiej wyróżniała się prostokątną bryłą, płaskim dachem i nietypowo wysuniętym piętrem. Krzywicka od dziecka kochała zwierzęta, kwiaty i lasy, więc kupno kawałka własnej ziemi było dla Niej ogromnym przeżyciem. Wymarzony dom z ogrodem miał być dla Niej i najbliższych miejscem odpoczynku, azylem po warszawskim gwarze… Irena Krzywicka tak wspomina okres budowy domu:

Kiedy tylko zaczęły płynąć pieniądze, zrealizowałam marzenie całego mego dotychczasowego życia. Kupiliśmy działkę w Podkowie Leśnej, którą rozparcelował jej właściciel, milioner Lilpop, teść Jarosława Iwaszkiewicza. On też zbudował kolejkę elektryczną, która prowadziła do serca Warszawy. Nie stać nas jeszcze było na kupno całego placu (3500 m2), więc kupiliśmy go do spółki z teściem, a potem to teść, to my dokupywaliśmy jeszcze po kawałku, aż się zebrał cały hektar lasu.  Na początku nie mieliśmy pieniędzy na budowę domu, więc znajomy architekt za skromne pieniądze zaprojektował willę tak pomyślaną, że można było najpierw budować kolejno – jedną część, potem drugą, potem trzecią. Tak się jednak złożyło, że Jerzy (…) zarobił sporo grosza i można było cały dom postawić od razu.

Zależało mi bardzo na tym domu na wsi (bo Podkowa była podówczas jednym, nie zaludnionym lasem), więc wzięłam się sama do budowania, stała się swoim własnym przedsiębiorcą. Kupowałam wapno, cegły, belki, farby, klamki i wszystko, co było potrzebne. Najmowałam ludzi i przyjeżdżałam codziennie, doglądając robót. W rezultacie postawiłam dom niemal za połowę ceny w stosunku do planowanego kosztorysu. Projekt, jak na owe czasy, był niezwykle nowoczesny i budził wielką sensację w okolicy. Przede wszystkim płaski dach – o który niegdyś tak walczyli formiści i Szczuka, który wówczas wydawał się nie do pomyślenia w naszym klimacie. Tymczasem okazało się, że jest trwały, praktyczny, i znacznie tańszy od pochylonego. Poza tym domek ten stał niejako odwrócony tyłem do ulicy, skąd widać było tylko ślepą ścianę zarośniętą różami, wąskie okno kuchenne, drzwi wejściowe, wąski, długi tarasik i wystającą nad nim pośrodku górną ścianę – złożoną z bardzo widocznych, zachodzących na siebie desek. Nieliczni wówczas mieszkańcy Podkowy obrazili się zgodnie za to właśnie, że odwróciłam się tyłem do ulicy, czyli do nich. A że rekrutowali się przeważnie ze środowiska endeckiego, więc niechęć była tym większa. Absurdalne, ale prawdziwe.

Właściwy front domu wychodził na ogród, który stwarzał wrażenie głębi. I znów z tamtej strony było coś, co raziło ówczesne gusta. Oto living miał całą jedną ścianę oszkloną. Wchodziło się więc przez wąski tarasik do niewielkiego i dość niskiego przedpokoju, a stamtąd drzwi prowadziły do livingu. Od razu otwierała się ogromna perspektywa na wielki pokój i na ogród, wchodzący niemal do mieszkania. Efekt był niezawodny, ochy! I achy! – nieuniknione.

(Irena Krzywicka, Wyznania gorszycielki, Czytelnik, Warszawa 1995, str. 223 – 224).

Skromny domek w Podkowie Leśnej często bywał miejscem odpoczynku Tadeusza Boya-Żeleńskiego. Irena Krzywicka tak wspomina Jego pobyty u siebie i wspólne spacery po okolicy:

boy-w-podkowie-lesnejWielką radością w jego życiu był mój domek, czy też willa, w Podkowie Leśnej. Jak już wspominałam, spędzałam tam pół roku, a Boy był u mnie bardzo częstym gościem. Chętnie pracował w ogrodzie, choć nie znał się zupełnie na ogrodnictwie ani na roślinach, kwitnące kartofle mylił z truskawkami i najchętniej gracował ścieżki (stąd fotografia z gracą, fotografia, która mi ocalała). Czasem robił rzeczy absurdalne i niepotrzebne, np. zbierał kamyczki i znosił je na kupkę. Kiedy mu zwróciłam uwagę, że to nie może przydać się na nic,  odpowiedział z westchnieniem: I mnie czasem wolno być irracjonalistą.

W ogóle reakcje jego były nieprzewidywalne. Kiedy raz pochwaliłam się przed nim sadem, w którym gałęzie uginały się od gruszek, jabłek, późnych czereśni i śliwek, powiedział: „Za dużo żarcia” – i odszedł z niesmakiem.

Kiedy sadziłam przy nim nasiona warzyw czy jarzyn, kiwał głową i mówił: „To bardzo dziwne, żeby rodzić w ten sposób”.

Obecność sławnego człowieka w moim ogrodzie, a zwłaszcza jego praca, budziły powszechną sensacje w okolicy. Ludzie stawali przy płocie i patrzyli. Przyjazdy Boya do Podkowy byłyby większym jeszcze ewenementem, gdyby nie skoncentrowana nagonka prasy. Wobec tego wielu podkowian się krzywiło, patrząc na pochyloną postać, idącą od stacji, ze wzrokiem wbitym w ziemię. (…) Owoce z drzewa (mimo, że było ich za dużo), kwiaty z grządki, wobec których Boy był obojętny, psy (z których jedną parę, ku zgorszeniu Boya, nazwałam Tristan i Izolda), koty, wiewiórki, ptaki (zwłaszcza pewna cudownej urody sójka), wszystko to dawało mi bardzo wiele radości. Ale najprzyjemniejsze było chyba chodzenie po lesie. Lasy Młochowskie! Nie wiem, gdzie w Polsce można znaleźć coś podobnego. Może w Puszczy Białowieskiej. Dęby wielosetletnie, sosny eksplodujące niemal w stratosferze, paprocie, w których z łatwością mógł się schować człowiek, wrzosy niewyczerpane, brzozy potężne i zwiewne, mchy, w których tonęły stopy, ścieżki wydeptane przez zwierzynę, senne, nieoczekiwane jeziorka… Boy, jak już pisałam, był niezmordowanym piechurem, toteż owe Lasy Młochowskie znaliśmy dogłębnie. Jakby mało jeszcze miały uroków, w czerwcu zapalały się wieczorami tysiące ogników, robaczków świętojańskich – prawdziwy sen nocy letniej.

Boy w Podkowie nie pisał nigdy. Chodził, patrzył, dziwił się, oddychał głęboko i zapominał o swoich troskach.

(Irena Krzywicka, Wyznania gorszycielki, Czytelnik, Warszawa 1995, str. 254 – 257).

iwaszkiewicz-slonimskiPonieważ budowa domu zbiegła się z najbujniejszym okresem życia w karierze pisarskiej i publicystycznej Ireny Krzywickiej, Szklana Willa szybko stała się miejscem towarzyskich spotkań literatów i artystów. Bywali tu Tadeusz Boy-Żeleński, Jarosław Iwaszkiewicz, Antoni Słonimski, Andrzej Stawar, Jerzy Andrzejewski, Ksawery Pruszyński, Jan Parandowski…

Szczególnie ważna okazała się dla Krzywickiej przyjaźń z mieszkającym w sąsiedztwie Jarosławem Iwaszkiewiczem. Trudne lata wojny bardzo tę przyjaźń ugruntowały. Gdy pisarka otrzymała nakaz przeniesienia się z rodziną do getta, Iwaszkiewicz pomógł Jej przewieźć do Stawiska cenny księgozbiór. Gdy ukrywała się w Warszawie, był u Jej boku po śmierci ukochanego syna Piotrusia.

Potem pamiętam siebie już leżącą na łóżku, w drugim pokoju, niezdolną się w ogóle poruszyć, i pamiętam, że wtedy przyjechał Iwaszkiewicz. Tego mu nie zapomnę – wspominała Krzywicka – bo chociaż nie mówiliśmy ze sobą, siedział, trzymał mnie za rękę. Jarosław był zdolny do takich rzeczy. Przyjechał z Podkowy w obliczu tego nieszczęścia…

Kiedy po powstaniu wróciła z matką i młodszym synem do Podkowy, Iwaszkiewiczowie udzielili im schronienia i Jarosław pomógł Krzywickiej pozbyć się ludzi, którzy zajęli Jej dom i nie chcieli go opuścić.

Powrót po wojnie do Podkowy wcale nie był łatwy:

Po jakichś dwóch dniach ruszyłam już sama, pieszo, nie znając zupełnie drogi, do Podkowy Leśnej. Z zalesia do Podkowy, tak „na nosa”. To było bardzo dużo kilometrów, zwłaszcza, że nie szłam prostą drogą, a błąkałam się. Spotkałam na trasie parę ciężarówek rosyjskich z żołnierzami i wołałam do nich, żeby się może zatrzymali i podwieźli mnie kawałek. Każdy z nich nieodmiennie pytał: „Wodka jest!?” – „Nie ma”, odpowiadałam. Wtedy dodawał gazu i odjeżdżał. Byłam tak głupia i niedoświadczona, że nie rozumiałam, co ryzykowałam zaczepiając tych żołdaków. (…) Dotarłam do Podkowy, kiedy już było zupełnie ciemno. Jakim cudem dotarłam, nie wiem., ale doszłam wreszcie do Podkowy Wschodniej i stanęłam w lasku, tuż koło mego domu. I wtedy zobaczyłam swój dom, cały, nie ruszony. W oknach świeciło się światło, z czego wynikało, że mieszkają tam ludzie. Fakt, że ten dom stoi, że wśród wszystkich zgliszczy on właśnie ocalał, sprawił, że oparłam się o ścianę i znowu zapłakałam. To była chwila, o której nie zapomnę.

(Irena Krzywicka, Wyznania gorszycielki, Czytelnik, Warszawa 1995, str. 400).

Krzywicka rozpoczęła starania o sprzedaż działki na Sosnowej 9/11 latem 1953 roku i ostatecznie sprzedała swój wymarzony dom w kwietniu 1955 r. Mogło to być związane z chorobą Jej młodszego syna Andrzeja, który w końcu lata 1953 r., w wieku niespełna szesnastu lat, zachorował na chorobę Heine-Medina.

 

ogrodObecni właściciele Szklanego Domu, pp. Bożena i Kazimierz Głowaccy, są trzecimi z kolei gospodarzami w jego powojennej historii i trzeba mieć nadzieję, że ostatnimi, gdyż doprawdy nie mogło stać się lepiej. Oboje z wielkim oddaniem i pietyzmem zaopiekowali się i nadal zajmują tym ważnym dla polskiej kultury i literatury miejscem.

Kupiony przez Nich w 1974 roku dom był w bardzo złym stanie, nieprzystosowany do mieszkania zimą. Wymagał generalnego, ale i bardzo ostrożnego, dobrze przemyślanego remontu, toteż Państwo Głowaccy się nie spieszyli. Wszystkie przeróbki były starannie zaplanowane, miały na względzie nie tylko poprawienie funkcjonalności budynku, ale i zachowanie jego pierwotnego wyglądu. Zmian dokonywano z wielką dbałością o szczegóły, starając się zachować artystyczną duszę domu i eksperymentalny, modernistyczny styl tak ważny w chwili jego budowy.

dom2Przebudowano kuchnię, rozebrano królujący w niej stary piec. Stryszek przystosowano do celów mieszkalnych, dobudowując do antresoli kręte schodki i balustradę. Do tak powstałego pokoju od strony ulicy wstawiono okno stylistycznie pasujące do budynku. Wymieniono drzwi wejściowe od ogrodu. Wszystkie te ulepszenia sprawiły, że dom stał się przytulny i funkcjonalny, wygodny, nie tracąc nic ze swojego pierwotnego charakteru.

Obecni właściciele dobrze wiedzą, że mieszkanie w domu z TAKĄ historią to ogromne wyróżnienie, ale i niekończące się wyzwanie.

Zainteresowanym nieznajomym życzliwie pozwalają wkroczyć do swojego królestwa, czego dowodem jest moja obecność w Ich wspaniałym, bardzo dobrze utrzymanym ogrodzie, jednym z najpiękniejszych w Podkowie Leśnej, na co bez wątpienia wpłynął fakt, że aktualna właścicielka jest architektem krajobrazu.

dom-od-ogroduBardzo interesująca opowieść Pana Kazimierza o drzewach, krzewach i kwiatach świadczy o ogromnej trosce obecnych właścicieli o rośliny, z których wiele ma swoje własne historie… jak choćby stare bzy pierzaste, które podobno sadził sam Tadeusz Boy-Żeleński podczas którejś wizyty w Podkowie, czy tuje przywiezione z Ogrodów Ulrichów.

Na moje naiwne pytanie, czy nie kusiło Ich, by otworzyć tu muzeum literackie imienia Ireny Krzywickiej… i może Boya?, Pan Kazimierz Głowacki uśmiechnął się i odpowiedział: A po co?

domRzeczywiście… właściciele Szklanej Willi i ich sąsiedzi od wielu lat biorą czynny udział w Festiwalu Otwarte Ogrody, mającym na celu ratowanie i promocję najcenniejszych zasobów kulturowych mazowieckich miast-ogrodów, uzdrowisk i letnisk. Podczas jego trwania mieszkańcy udostępniają swoje domy i ogrody zainteresowanym, na terenie ich posesji odbywają się wystawy, spotkania i wykłady skierowane do sympatyków Podkowy Leśnej, podkreślające wyjątkowe, historyczno-literackie znaczenie tego miejsca.

Zmarły w 2014 roku syn Ireny Krzywickiej, Andrzej, przyjeżdżał tu z Francji kilkakrotnie, aby powspominać dzieciństwo i pooddychać atmosferą starego domu (bardzo spodobały mu się nowe, kręte schodki prowadzące do pokoju na antresoli). Na pewno, podziwiając dobrze utrzymane drzewa i rośliny sadzone przez matkę, cieszył się, że dom jego dzieciństwa ma takich wspaniałych gospodarzy.

Bibliografia:

Irena Krzywicka, Wyznania gorszycielki, Czytelnik, Warszawa 1995

Agata Tuszyńska, Długie życie gorszycielki, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2009

http://www.miastaogrody.pl/szklana-willa/

http://www.rdc.pl/podcast/losiowisko-mieszkancy-podkowy-lesnej/

http://www.podkowianskimagazyn.pl/archiwum/szklany_dom.htm

Dodaj do zakładek permalink.

Komentarze są wyłączone.