Pamiętajmy o Boyu

Boy ŻW dniu dzisiejszym obchodzimy 75. rocznicę śmierci Tadeusza Boya-Żeleńskiego.

Śmierci strasznej i bezsensownej, niepotrzebnej, ponieważ Boy przypadkowo znalazł się w grupie lwowskich profesorów aresztowanych wraz z rodzinami i rozstrzelanych 4 lipca 1941 roku na Wzgórzach Wuleckich. Zapewne wszyscy zatrzymani tej nocy spodziewali się po Niemcach najgorszego – brutalnych przesłuchań, więzienia, wywózki, jednak nikt nie mógł przewidzieć, że będzie to ostatnia noc ich życia, która skończy się makabryczną kaźnią.

 Czego po Niemcach spodziewał się wybitny pisarz i tłumacz, humanista o nieprzeciętnych walorach umysłu – Tadeusz Boy-Żeleński, który dwa lata wcześniej uciekł przed hitlerowcami z Warszawy do Lwowa? Dlaczego tym razem nie chciał się ratować, choć miał wiele propozycji wyjazdu?

Boy przyjechał do Lwowa w pierwszych dniach września 1939 roku. Wyjazd z Warszawy zorganizował Żeleńskim bratanek Boya – Władysław, który spodziewał się, że nazwisko stryja znajduje się na niemieckiej liście proskrypcyjnej. Złośliwi i zawistni, których w powojennym środowisku emigracyjnym Polski nie brakowało, twierdzili, że Boy uciekł z Warszawy do Lwowa, by schronić się pod skrzydłami Armii Czerwonej. Zarzut ten był nieprawdziwy i nielogiczny, gdyż pisarz zjawił się we Lwowie przed 10 września, a więc w czasie, kiedy nikt się nie spodziewał, że do tego miasta wkroczą Rosjanie (co stało się 22 września). W czasie wojny i po wojnie zarzucano Boyowi sympatyzowanie z komunizmem, chociaż w Jego publikacjach z okresu lwowskiego nie było żadnych odniesień do polityki. Nie przeszkadzało to nieprzychylnym Boyowi środowiskom, często wywodzącym się z przedwojennych kręgów klerykalno-prawicowych, wytrwale niszczyć dobrej pamięci o pisarzu.

Boy-Żeleński od pierwszych publikacji był obiektem nieustannych ataków i fałszywych oskarżeń, Jego felietony i rozprawy na temat świadomego macierzyństwa, regulacji urodzeń i reformy prawa małżeńskiego (Piekło kobiet) wywoływały gwałtowny sprzeciw kręgów kościelnych i prawicowych. Krytyka twórczości Boya nasiliła się po wydaniu zbioru felietonów pt. Nasi okupanci, w których bezlitośnie wykpiwał i potępiał wpływ kleru na wiele dziedzin życia społecznego.

Bardzo nad tym bolejępisał Boy-Żeleński ale cóż począć, że gdziekolwiek wyłoni się paląca kwestia, w której ludzie głowią się i radzą, co czynić, aby na świecie było trochę lżej i trochę jaśniej, natychmiast wysuwa się złowroga czarna ręka i rozlega się grzmiący głos: – Nie pozwalamy! Nie wolno wam nic zmienić, nic poprawić.

Mimo całego autorytetu tych specjalistów od interpretowania życzeń Stwórcy wszechrzeczy, nie mogę uwierzyć, aby wola boża miała być zawsze i wszędzie układna wobec bogaczy, a bezlitosna dla biedaków; aby osłaniała swym płaszczem kłamstwo, okrucieństwo i chciwość.

Ofensywa klerykalizmu (niewiele mającego wspólnego z religią) na wszystkie dziedziny życia staje się tak gwałtowna, że danie jej odporu stanowi w obecnej chwili jedną z najważniejszych pozycji w kształtowaniu naszej przyszłości.

Boy nienawidził obłudy, dlatego drwił, prowokował i wywlekał na światło dzienne wszystkie słabostki rodaków, naruszał to, co dla wielu było nienaruszalne. Obnażał najgłębiej skrywane tajemnice z życia słynnych Polaków (Mickiewicza, Sobieskiego), burzył wieloletnie mury milczenia i zakłamania, postulował założenie Ligi Odełgania Polski. Pisząc recenzje ze sztuk teatralnych, nawet oceniając dzieła przyjaciół, zawsze bywał szczery, co zwykle oznaczało: ostry i bezlitosny.

Odważne kampanie prowadzone przez Boya w latach 1928 – 1934 sprawiły, że stał się jednym z najgłośniejszych i najbardziej atakowanych pisarzy polskich. Podczas burzliwych dyskusji toczących się na łamach prasy ciągle Mu ubliżano, złośliwie wypaczając Jego słowa, tworząc ordynarne hasła i wyzwiska, m. in. „boyszewizm”, „szabes-Boy”, ogłaszając akcję „likwidacji Boya”. Karol Irzykowski zadał Żeleńskiemu dotkliwy cios, pisząc Beniaminka (Boy nazwał tę książkę dziełem chorobliwej nienawiści), do kampanii przeciwko Niemu włączył się nawet Witkacy, dotąd… prawie przyjaciel, a na pewno bliski kolega po piórze, przyjaciel domu i żony.

Broniąc się, Boy odpowiadał swoim oponentom na łamach prasy:

Pragnę być ocenianym na podstawie własnych słów i intencji, a nie na podstawie ich stałego wypaczania.

Od dłuższego czasu jestem przedmiotem skoncentrowanego ataku, którego rosnące natężenie nienawiści niepokoi mnie czasem… jako lekarza. To już trąci psychozą! […] Nie przygważdżam kłamstw, nie demaskuję nikczemności. Może źle robię, ale doprawdy nie mam sił na to. Zełgać można w dwóch słowach, od ręki, ale na wykazanie jednego łgarstwa trzeba by nieraz stu wierszy druku.

Czy te wieloletnie napaści i polemiki mogły być pośrednią przyczyną apatii Boya-Żeleńskiego w ostatnich dwóch latach życia? Może w końcu zmęczyły Go ciągłe „boje o Boya”, zawiedli ludzie, w których mądrość i przyszłość wierzył, przeraziła kolejna bezsensowna wojna? Jako lekarz brał udział w pierwszej wojnie światowej, co wywołało Jego ogromny sprzeciw:

Boy w mundurzeWojna, przymus walczenia jest dla dojrzałego i inteligentnego mężczyzny straszliwym, tragicznym kataklizmem. Wyrywa go z dnia na dzień, z godziny na godzinę niemal z warsztatu jego pracy, ze sfery jego życia, myśli, ukochań, aby zniweczyć w nim mózg, wolę, sąd, aby go zmienić w przyrząd do zabijania i bronienia się, aby żądać odeń wszystkich przymiotów dzikiego, które „normalne” życie, cywilizacja od całych generacji w nim „tępiły”.

Czy można dosadniej protestować przeciwko ludzkiej głupocie, nieustającym walkom między bliskimi sobie narodami i manii zabijania?

Tadeusz Boy-Żeleński zawsze był niezależny ideowo, moralnie i finansowo, nieustanne batalie zahartowały Go i przyzwyczaiły do pozycji outsidera, co w sumie było zgodne z Jego charakterem. Roman Zimand napisał o Boyu: Był on w gruncie rzeczy samotnikiem. Może to brzmieć dziwnie w odniesieniu do myśliciela pogodnego, cieszącego się uznaniem, nie mogącego narzekać na brak sympatii i wielbicieli. A jednak. Boya zawsze cechowała skłonność do zajmowania postawy „przypatrującego się z boku”. Przy tym był On niezwykle wrażliwy i odpowiedzialny, bardzo cenił sobie spokój i stabilizację, dzięki skrupulatnej, ciężkiej pracy zwykle udawało mu się zapewniać rodzinie dobre warunki życia. Z domu wyniósł wysoką kulturę osobistą (takt i niespotykaną delikatność), co w starciach z chamstwem i okrucieństwem często czyniło go bezradnym. Może łatwiej byłoby Mu przetrwać we Lwowie, gdyby byli przy nim najbliżsi – żona i syn, gdyby jak zwykle wzajemnie o siebie dbali? Samotny i zdezorientowany, zmuszony do uczestniczenia w rozchwianym życiu publicznym Lwowa, niepewny postaw rodaków, nagle stracił cały impet życia, stał się dziecinnie słaby. Tytan pracy, zawsze z pasją coś tłumaczący, coś piszący „na dwie maszyny” raptem poczuł się wewnętrzne wypalony i może… świadom bezcelowości wysiłków?

Wszyscy, którzy byli świadkami ostatnich dwóch lat życia Boya, opowiadali o Jego załamaniu i bezradności:

Siedział naprzeciwko mnie poszarzały, zgarbiony, z wielkimi poduszkami pod oczami na tej jego prostokątnej twarzy. Wyglądał na starca (…) cały czas milczał – wspomina Jan Kott.

Był bezradny, stary i zdziwiony. Nie rozumiał dramatu, nie potrafiłby napisać o nim recenzji. (…) Miał w oczach coś jakby łzy – Takim widział go Zygmunt Nowakowski

W tym systemie nie może żyć człowiek, który by chciał choćby w najniklejszym stopniu wyrazić jakiś pogląd krytyczny. To najstraszniejsza niewola myśli, jaką znają dzieje. – Taką wypowiedź załamanego Boya cytował Janusz Kowalewski.

Boy nigdy nie ukrywał swojej odrazy do rzeczywistości, jaką na Lwów sprowadziła sowiecka armia i NKWD. Był przerażony prostactwem , niechlujstwem i zakłamaniem z jakim nowy porządek rzeczy był przez okupanta wprowadzany w życie. Do komunizmu w tym okresie nie tylko się nie zbliżył, ale przeciwnie, jakby się w nim załamała wiara w zdolność rasy ludzkiej do postępu. We Lwowie czuł się samotny i opuszczony. – Pisał do „Zeszytów Historycznych” Wiktor Turek.

Był w moim lwowskim mieszkaniu w przeddzień aresztowania. Zamyślony, zalękniony, oczy takie wielkie, naiwne, przerażone. Wiedział, co go czeka, a nie chciał się ratować. Był tragiczny. – Wspominała pani Rublowa.

Zapomniałem o Boyu, a to jest ważne wspomnienie. Gdy go wybrano do zarządu, wyszliśmy razem z zebrania, ja z Boyem. Była już noc, Lwów był bardzo ponury, taki sołdacki, ludność chowała się po domach, ulice absolutnie puste. (…) Boy był w jakimś strasznym stanie. No i wtedy był taki bardzo tragiczny monolog Boya, że właściwie to on już umarł, że wszystko to, co teraz nastąpi dzieje się już po śmierci, że niczego już nie oczekuje, że nie spodziewa się, aby mógł jeszcze kiedy zmartwychwstać, że (…) boi się o żonę i syna i jest bardzo nieszczęśliwy z tego powodu, że go wybrano do tego zarządu, bo to może źle się odbić na nich w Warszawie – że właściwie był ślepy i głuchy. (…)  Że tak źle się stało, że go wybrano, bo chciał stać gdzieś tam na boku, niezauważony. Byłem więc w zarządzie z Boyem: był niesłychanie lękliwy. (…) Taki jakiś człowiek truchlejącego serca. Lecz kto był odważny w tych czasach?… Tu nie chodzi o to, że był tchórzem. Nie był tchórzliwy, a tylko truchlał. Miękki, nie nadawał się do tego wszystkiego. – Tak wspominał Boya z tego okresu Aleksander Wat.

Lwów w latach 1939-1941 był niebezpiecznym tyglem, gniazdem rodzących się i zwalczających się nacjonalizmów. Dla wielu Ukraińców najazd Sowietów nie był okupacją, lecz wyzwoleniem, ich narodowe aspiracje często negatywnie odbijały się na żyjących obok sąsiadach – Polakach i Żydach. Gdy 30 czerwca 1941 roku do Lwowa wszedł następny okupant – Niemcy, antagonizmy i podziały wśród ludności jeszcze bardziej się skomplikowały. Dla wielu Polaków był to czas niepewności i strachu, czas, w którym nikt uczciwy i wrażliwy nie umiał się odnaleźć. Wszyscy musieli kierować się własną intuicją, byli zdani na własne decyzje.

Boy pocztówkaBoy był świadom niebezpieczeństwa, jakie mu groziło. Znajomi i przyjaciele – świadkowie jego ostatnich dni – zgodnie twierdzą, że w tych trudnych czasach, okupacji sowieckiej i niemieckiej, był pod nieustanną presją, przerażony tym, co się wokół Niego działo.

Mimo nacisków przyjaciół i znajomych Boy nie opuścił Lwowa ani wtedy, gdy do miasta weszła Armia Czerwona, ani wówczas, gdy zbliżały się do niego niemieckie wojska.

W 1939 roku Zygmunt Nowakowski dwukrotnie namawiał go do wyjazdu za granicę, wskazując możliwość przedostania się do Paryża.

Boy nie chciał opuścić Polski w jesieni 1939 r. –  wspominał Nowakowski. – Został we Lwowie już pod okupacją rosyjską. (…) Przypomnę tylko, że namawiałem go do wspólnego przejścia zielonej granicy. Odmówił stanowczo. (…) Jeszcze raz ponowiłem atak, mówiąc, że powinien ze mną razem próbować dostać się do Francji. Potrząsnął głową przecząco. Został we Lwowie, huczącym od czołgów sowieckich i od głośnej, a przesmutnej pieśni czerwonych żołnierzy. Potem, najpierw w Paryżu, później tutaj, w Anglii, zrodziły się rozmaite plotki na temat jego rzekomej współpracy z bolszewikami. Niektórzy ludzie bili się w piersi, przysięgając, że podpisał jakiś cyrograf. Że się zaprzedał z duszą i ciałem. Utrzymywali tak ludzie, żyjący tu w dostatku i pełnym bezpieczeństwie, ludzie, którzy nigdy nie byli pod władzą bolszewików. Nie wierzyłem tej baśni i jeszcze bardziej nie wierzę dzisiaj. Boy został w Polsce zarówno jesienią 1939 r., jak w lecie 1941 r.

Nie chciał też ewakuować się w głąb Rosji z bolszewikami, gdy w 1941 roku padła taka propozycja. Był to protest, którym wydawał na siebie wyrok śmierci. Wyrok został wykonany przez hitlerowców – opowiadał Janusz Kowalewski.

We Lwowie czuł się samotny i opuszczony; marzył o wydostaniu się spod okupacji sowieckiej, przy czym nie ciągnęło go wcale na Zachód, a planował przedostanie się do rodziny, do Warszawy. O rodzinie też ciągle wspominał, a pomijał milczeniem moje napomknienia o możliwości wydostania się przez Węgry do Francji – wspominał Wiktor Turek.

Ponownie starałam się namówić go do zamieszkania na razie w świetnie zakonspirowanym pokoju przy ul. Chopina 3; mógł tam pójść natychmiast, a po kilku dniach ewentualnie wyjechać do Warszawy, zresztą planów na dalszą metę i tak nie można było robić w danej chwili. Odmówił. – Wspominała Wanda Ładniewska-Blankenheimowa.

Również Leon Chwistek, zaprzyjaźniwszy się we Lwowie z Żeleńskim, w 1941 roku tłumaczył mu, że czekanie na przyjście Niemców jest niebezpieczne. Przypomniał o losie profesorów krakowskich i namawiał do wyjazdu do Związku Radzieckiego. Boy wahał się, lecz został.

Wieczorem 3 lipca 1941 roku (w czwartek) do mieszkania Greków, u których mieszkał Żeleński, przyszli Niemcy. Wszystkich aresztowanych tego dnia intelektualistów czekała straszna noc w bursie Abrahamowiczów, a 4 lipca o świcie – kaźń. Według wstrząsających zeznań świadków profesorowie czwórkami sprowadzani byli na skraj przygotowanego dołu, który miał być ich wspólnym grobem…

Nie podejmuję się odtworzyć doznań Boya na chwilę przed rozstrzelaniem – poruszająco kończy biografię Boya Józef Hen. – O czym myślał Mędrzec? Jak żegnał się z życiem? Wobec wymierzonej lufy karabinu nie ma mędrca. Wiedział, że to koniec. Stanie się, co się ma stać. Zrobi się ciemno – i będzie cisza. I stało się. Padł strzał.

Boy pominkPonieważ wokół pobytu Boya-Żeleńskiego we Lwowie i prowadzonej tam przez Niego działalności powstało wiele nieporozumień i zafałszowań, Józef Hen nie ustaje w walce o dobre imię pisarza, czemu daje wyraz w licznych wywiadach. Dla przykładu przytoczę fragmenty dwóch rozmów:

Paweł Goźliński: Gdyby Boya wywieźli, byłby dziś narodowym bohaterem i nikomu by nie przyszło do głowy zarzucać mu kolaboracji.
Józef Hen: Bardzo to panu potrzebne, żebyśmy tym kosztem mieli dodatkowego bohatera? Moim zdaniem zarzut kolaboracji może przyjść do głowy tylko chorej. Oczywiście mógł się postawić i tym samym popełnić samobójstwo. Ale ja przypomnę: Rydz-Śmigły uznał przed wojną, że król Stanisław August nie zasługuje na uroczysty pogrzeb, bo w czasie wojny polsko-rosyjskiej powinien był stanąć na czele polskich wojsk i zginąć na polu bitwy. Kilka miesięcy później, we wrześniu 1939 roku, sam Rydz nie poszedł na czele wojsk i nie zginął. Nie popełnił samobójstwa, tylko uciekł do Rumunii. (…) Są tacy ludzie, którzy uważają, że dopiero rzucając się na bagnety, walczy się o wolność. Ale to rzucanie na bagnety zalecają innym – nie sobie. (…) Gdyby przyjąć punkt widzenia tych zaciekłych czyścioszków, to Sienkiewicz i Prus byli kolaborantami, bo zamiast pisać „do szuflady”, wydawali pod carską cenzurą i każda książka, także ta dla pokrzepienia serc, była oznaczona rosyjskim stemplem „dozwoleno cenzuroju”. A cóż dopiero Mickiewicz! To dopiero kolaborant! Pisał wiernopoddańcze listy, bo chciał wyjechać za granicę. Przyznał się do tego: „łudziłem despotę”. (…) Boy, moim zdaniem, nie potrzebuje żadnego alibi. We Lwowie robił to, co dało się zrobić, i co w tamtych warunkach było najlepsze i najpotrzebniejsze: pisał i wykładał po polsku. Nie ma problemu Boya. Jest tylko problem rzucanych na niego oszczerstw.

(„Gazeta Wyborcza”, wywiad z 22.01.1999 r.)

Donata Subbotko: Poświęcił pan Boyowi kawałek życia. Co by powiedział na dzisiejsze kołtuństwo?
Józef Hen: Nie podzielałem, przynajmniej po wojnie, złudzeń Boya z lat 20., że świat będzie coraz lepszy, bardziej moralny przez rozwój techniki, wyzwolenie kobiet, zbliżenie warstw społecznych. Boy się łudził tak do początku lat 30. Kiedy Hitler przejął władzę w Niemczech, napisał recenzję z ”Kupca weneckiego”, a w niej wyraził obawę, że zło może wrócić. I stawał się coraz bardziej melancholijny. (…) Natomiast jeśli chodzi o twórczość, to pojawia się nieraz poczucie spełnienia, ale nie szczęścia. Chwilą ulgi jest ta, kiedy człowiek stawia ostatnią kropkę i myśli: cholera, napisałem. Kiedy skończyłem książkę o Boyu, to podniosłem kieliszek, nalałem sobie – i się popłakałem. (…) Bo jego życie było takie tragiczne.

(„Gazeta Wyborcza” wywiad z 26.04.2013 r.)

Na koniec tego smutnego wspomnienia zacytuję jeszcze ostatnie słowa z książki Pana Józefa Hena:

Nie ma grobu Boya Żeleńskiego. Została twórczość, oczywiście – jest czym się żywić. I została pamięć… Jest co chronić.

smolna-11Żal serce ściska, że Boy-Żeleński, ten ciągle aktualny, fenomenalny Twórca dwóch epok – Młodej Polski i Dwudziestolecia międzywojennego, wciąż nie ma w Polsce, poza popiersiem na krakowskich Plantach, żadnego miejsca upamiętnienia. Po przeprowadzce Iskier ze Smolnej 11 przestał istnieć Salon Boya stworzony przez dr Uchańskiego, będący dotąd wizytówką tego szacownego Wydawnictwa.

 

 

 

Bibliografia:

Józef Hen – Boy-Żeleński. Błazen-wielki mąż, PWN, Warszawa, 2008

Barbara Winklowa – Boyowie. Zofia i Tadeusz Żeleńscy, Wydawnictwo Literackie, Kraków, 2001

Barbara Winklowa – Boy we Lwowie 1939-1941, OW POKOLENIE, OW RYTM, Warszawa, 1992

Roman Zimand – Boy-moralista w: Pismach, tom XV, PIW, Warszawa, 1958

Strona poświęcona Boyowi prowadzona przez Panią Monikę Śliwińską: http://boy-zelenski.pl/

Dodaj do zakładek permalink.

Komentarze są wyłączone.